Menu Zamknij

W podziękowaniu Terremu

– Uff, to było mocne. Nie sądziłem, że można aż tak się zakrztusić zwykłą kawą. – Wycharczał BaDe, na wpół jeszcze kaszląc. Odruchowo otarł usta wierzchnią częścią dłoni. A przynajmniej wydawało mu się, że tak zrobił. Usta wcale nie wymagały wycierania. A nawet jeśli by było inaczej, to jego dłoń w tej chwili się do tego nie nadawała.

Bez większego namysłu sięgnął po kubek z „czarną ambrozją”, jak zwykł był mawiać na swoją ulubioną, mocną kawę. Z pewnym zdziwieniem stwierdził, że nie złapał kubka. Gdyby nie miał na nosie okularów, mógłby po części wytłumaczyć ten fakt zaburzeniem percepcji głębi spowodowanej silnym astygmatyzmem. Tymczasem, stygmatycznym okazała się jego w całości głęboko zaburzona percepcja. Jego dłoń wydawała się przechodzić przez kubek. Co gorsza, przechodziła również przez kawę.

– Jak, do…? – Nie dokończył pytania. Obok kubka leżała jego dłoń. Ta dłoń, którą jeszcze kilka minut wcześniej nazwałby jego „prawdziwą dłonią”. Teraz jednak wydawała się być tylko złośliwie ontologicznym wspomnieniem tego, kim był. – O, nie. – Słowa wyszły z niego same, jak gdyby pełniły funkcję rzecznika prasowego całego procesu myślowego, którego konkluzję dało się streścić w dwuwyrazowej mieszance przerażenia i akceptacji.

„NIGDY NIE MOGŁEM ZROZUMIEĆ POŁĄCZENIA KAWY Z CYTRYNĄ.” W pomieszczeniu rozległ się głos głęboki niczym powtórne echo, ale i pusty jak nowoutworzona przestrzeń rozszerzającego się Wszechświata. Wydawał się trafiać bezpośrednio do umysłu, z pominięciem zbędnej drogi wiodącej zwyczajowo przez uszy. Słowa Śmierci były irytująco klarowne i smagały słuchającego niczym trzask bicza. Niestety, nie dało się ich nie słuchać.

BaDe dopiero teraz zdał sobie sprawę, że nie był w gabinecie sam. Nie licząc oczywiście poprzedniego siebie. Zauważył stojącą przy drzwiach gabinetu wysoką, zakapturzoną postać odzianą w brunatną szatę. BaDe spojrzał tępo na gościa. Ocena sytuacji przyszła szybko i naturalnie. Co się stało, to się stało. Czy jest jeszcze sens zadawać egzystencjalne pytania? Równie dobrze może sobie teraz uciąć pogawędkę.

– Jak możesz coś takiego ocenić? Nie masz chyba kubków smakowych? – Spytał bez większego zastanowienia.

„W TAKICH SPRAWACH POLEGAM NA MOIM POCZUCIU DOBREGO SMAKU.” Śmierć wydawał się zaintrygowany. „CZY TO BYŁA PRÓBA JAKIEJŚ NOWOCZESNEJ TORTURY? JEŚLI, OCZYWIŚCIE, MOGĘ ZAPYTAĆ. OSOBIŚCIE UWAŻAM ŻE SAMOBICZOWANIE SPRZED KILKU WIEKÓW MIAŁO WIĘCEJ ZALET. MOŻNA BYŁO PRZYNAJMNIEJ ZWIEDZIĆ PARĘ MIAST.”

– Co? Nie, nie. W żadnym razie. Desperacja. Dorotka z biblioteki zasugerowała, żebym spróbował kawy z cytryną następnym razem, kiedy przyjdzie migrena. Podobno ma pomagać. Nie wierzyłem, ale też nie miałem nic do stracenia. A przynajmniej tak mi się wydawało. Myślałem, że będzie to tak niedobre, że po prostu zapomnę o bólu głowy.

„I JAK? POMOGŁO?”

– No cóż. Nie mogę powiedzieć żeby mnie wciąż bolała głowa.

„CIESZĘ SIĘ.”

– Naprawdę?

„NIE DO KOŃCA. NIE JESTEM W STANIE ODCZUĆ PRZYJEMNOŚCI.”

– Ach tak. Ma to swoje zalety. Na przykład nie jest ci smutno z faktu że jesteś śmiercią.

„TO TYLKO PRACA.”

– Naprawdę?

„NIE DO KOŃCA.”

–  Ach. Ale zaraz, chwila. Czyli nie jesteś Śmiercią przez cały czas?

„NIE. JESTEM ŚMIERCIĄ PRZEZ CAŁY CZAS. NIE JESTEM TYLKO WTEDY, KIEDY NIE MA CZASU. ALE TO NIE NASTĄPI JESZCZE DŁUGO. NA KOŃCU ROLE SIĘ ODWRÓCĄ.”

– To… Dlaczego powiedziałeś, że się cieszysz?

„POMYŚLAŁEM ŻE TO BĘDZIE NA MIEJSCU. I ŻE UŁATWI CI PRZEJŚCIE DALEJ.”

– Ten wygląd i ta kosa też są dla mnie?

„TAK”

– I ten głos też?

„TAK”

– Czy mogę zostać pomniejszym bóstwem?

„NIE PRZEGINAJ”

– OK, OK, przepraszam. Chyba faktycznie rozumiem. Powiedz mi proszę jeszcze jedną rzecz. Czemu wciąż czuję smak kawy z cytryną?

„ZDARZA SIĘ, ŻE DUSZE UNOSZĄ ZE SOBĄ PAMIĘĆ OSTATNIEGO BARDZO SILNEGO DOZNANIA. TO BARDZO RZADKIE, ALE NIE NIEMOŻLIWE. WSPÓŁCZUJĘ.”

– … Naprawdę?

„NIE DO KOŃCA.”

– Ten posmak zaczyna być irytujący i nużący. Jak niekończąca się gorzka aspiryna na języku. Wiesz o czym… Nieważne. Znam odpowiedź. Czy ten smak kiedyś minie? Nie wyobrażam sobie, żeby on był już na zawsze.

„TO, CO UNIOSŁA ZE SOBĄ DUSZA, JEST OD TERAZ CZĘŚCIĄ DUSZY.”

– Chcesz mi powiedzieć, że na zawsze będę czuł obezwładniająco kwaśno-gorzki smak?! Nie da się jakoś zapomnieć o smaku? Albo o wrażeniach? Albo jakoś ukryć tę część mnie w jakimś kwantowym bąbelku czasowym, czy co to tam jest? Cholera, czemu nie zakrztusiłem się karmelem.

„HMM.” Zadumał się Śmierć. „BYĆ MOŻE ISTNIEJE JEDNO ROZWIĄZANIE. ALE BĘDZIE ONO WYMAGAŁO NIECO WYRZECZEŃ INNEGO RODZAJU.”

– Jestem gotowy na cokolwiek, tylko pomóż mi pozbyć się tego strasznego smaku.

„NIE BĘDZIESZ CZUŁ TEGO SMAKU. ALE NIE BĘDZIESZ TEŻ CZUŁ NICZEGO INNEGO. ANI SMAKU, ANI DOTYKU. ANI SMUTKU, ANI PRZYJEMNOŚCI. PRACA POZWOLI CI ZA TO SPOTKAĆ WIELE CIEKAWYCH OSÓB.”

– Szlag.

„WIĘC?”

– Czy muszę mieć własną kosę?

„BĘDZIESZ W RÓWNOLEGŁYM WSZECHŚWIECIE NA OKRESIE PRÓBNYM. TWOJE METODY METAFIZYCZNE BĘDĄ ZALEŻEĆ TYLKO OD CIEBIE SAMEGO.”

– Rozumiem. Biorę. Czy się jeszcze zobaczymy?

„OD CZASU DO CZASU.”

 

Bartłomiej

 

[english version here]

Podaj dalej!